Wpis powstał przed wszystkim dlatego, że nie mam kompletnie żadnych pomysłów na nic nowego. Pomijając może fakt, że życia nie wystarczy, aby spisać wszystkie wątki i myśli kołaczące się w głowie.
Nie ze wszystkich tekstów jestem szczególnie dumny czy choćby zadowolony. Wiele z nich, zwłaszcza tych sprzed półtora roku, wymaga poprawek stylistycznych, a czasem i merytorycznych, co powinno znaleźć ujście w republikacji (tworzymy nowe słowa). Tak to bywa, gdy schamiały chłop od pługa dorwie się do tworzenia tekstów i, jakby tego było mało, zacznie je upubliczniać. Sam nie wiem, co mnie podkusiło.
Jeśli w czeluściach blogowych kategorii (idą zmiany), ale również przy dobrodziejstwach płynących z wordpressowych wtyczek, nie natrafiliście jeszcze na niżej wymienione wpisy, zachęcam tym samym teraz, życząc jednocześnie dobrej zabawy podczas lektury!
1. Psy warszawskie
Dość szczególny gatunek szczekających czworonogów; ma się rozumieć, nie ze względu na jakąś tajemniczą mutację Canis (lupus) familiaris, a raczej z powodu zmiany stanu świadomości przeciętnego mieszkańca miasta natychmiast z chwilą, gdy ten staje się posiadaczem psa. Ludzie masowo wtedy idiocieją, całości sobie doczytacie.
2. Jak wykorzystuje się dziennikarzy internetowych
– Gdzie pracuje twój syn?
– Jest dziennikarzem internetowym.
– Ojejku!
Tjaaa… Podstarzałe sąsiadki może i piszczą z zachwytu, podobnie jak większość ludzi nieobeznanych z tematem, i uważają, że delikwent chwycił Pana Boga za nogi. Należy jednak jasno sobie powiedzieć, że mechaniczne pisanie dla portalu internetowego z prawdziwym dziennikarstwem ma tyle wspólnego co sadzawka z olimpijskim basenem. Wstępujesz w te odmęty pełen nadziei na dobre pływanie, a już po kilku nieśmiałych ruchach swoimi członkami stwierdzasz, że oplotły je paskudnie śmierdzące wodorosty. Jakby tego było mało, w mętnej wodzie panoszą się takie zarazki, przy których laseczka wąglika jawi się jako dobroczynna bakteria kwasu mlekowego, a na dodatek w parszywym bagnisku grasuje dwumetrowy sum i co jakiś czas boleśnie podgryza cię w stopy. Jeśli możesz, uciekaj. To tyle tytułem wprowadzenia.
3. Kontrola drogowa
Do pracy polskiej policji mam jeszcze więcej zastrzeżeń niż do stanu naszej służby zdrowia, co już samo w sobie daje pewien ogląd sytuacji. Działania policji należałoby określić mianem ch… usteczkowych. Nietrafiona prewencja, źle dobrane metody i środki, umysłowa tępota. Na ten temat pojawią się niebawem w blogu jakieś poślednie wypociny, a tymczasem… link w podtytule powyżej.
4. Gdy poranne demony atakują…
Dzień mógłby zaczynać się dla mnie o godzinie trzynastej z minutami. Nie wiem, naprawdę nie wiem, co za skończony kretyn urządził świat w taki sposób, że wszystkie (podobno) szanujące się instytucje i zakłady otwierają swoje podwoje o nieboskiej ósmej rano? Pewien kłopot ze znalezieniem sobie stałej partnerki dla osobnika mojego pokroju, nie wynika z niedostatków szeroko pojętej urody (tak sobie mów, Buster), braków w inteligencji czy erudycji, a jest właśnie związany z trybem życia, bo w czasie mojej szczytowej aktywności większa część porządnych ludzi znajduje się w stanie głębokiego snu.
Godzina dziewiąta:
– Wstawaj!
– Nie!
– Miałeś mnie zawieźć na pedicure.
– ZTM urządza dzisiaj strajk?! Całą noc pracowałem. Radź sobie sama… jesteś dorosła, chyba że o czymś nie wiem i w tę myśl zastukają tu zaraz odpowiednie służby – Odpieram w półśnie, desperacko próbując naciągnąć na siebie kołdrę, sukcesywnie zabieraną przez upierdliwą dziewoję.
Nie muszę chyba dodawać, że poranne czułości są tutaj kategorycznie wykluczone, no chyba że kogoś kręci przemoc domowa, gdzie nawet mistrzyni MMA, kobieta zbudowana z samych mięśni oraz siły charakteru, uciekłaby z podkulonym ogonem.
5. Taniec z gwiazdami na Polsacie
Co by tu rzec… nie wiem, czy program wciąż jest nagrywany i emitowany (i, co najlepsze, nie mam najmniejszego zamiaru tego sprawdzać), ale w ciemno obstawiam, że tak. Nie znam nikogo, kto wciąż jeszcze oglądałby radosne pląsy ludzi, o których nikt szanujący się nie powinien nawet był usłyszeć, a gdybym znał, zerwałbym całkowicie kontakt natychmiast z chwilą ujawnienia. Istnieją pewne granice tolerancji, istnieją również granice głupoty. A przynajmniej istnieć powinny, chociaż popisy kierowców na drogach publicznych jasno temu przeczą – o ile po ostatnich obostrzeniach w karaniu daje się zauważyć tendencję spadkową w prędkości pojazdów, to dziko pędzące chamy wciąż się zdarzają. Wyciągać z samochodów i lać; traktować tak samo, jak osobę złapaną na chęci dokonania zabójstwa.
Moje umiejętności taneczne są żenujące. Jako osoba blisko związana z muzyką rytm oczywiście czuję, ba – nawet niezgorzej, powiem więcej: doskonale, ale na parkiet jestem w stanie wyjść dopiero po wlaniu w siebie alkoholu odpowiadającego najmniej dwóm setkom wódki. Albo właśnie dwóch setek wódki. Odblokowanie zapieczonych hamulców, chociaż też bez rewelacji. W Polsacie nie zatańczyłbym nawet po pół litrze, nieważne za jakie pieniądze. Inna sprawa, że po takiej ilości C2H5OH 40% myślałbym już raczej jedynie o toalecie na wyłączność oraz płaskiej powierzchni do spania, nieważne o jakiej miękkości i temperaturze. To były czasy…
Dawno nie zapodawałem muzyki, tak więc dzisiaj coś magicznego, dla Pań i dla Panów:
Skoro już jesteśmy przy podróżach, wyjeżdżam w diabły. Znaczy się, na polską wieś. Będę tam porządkował myśli, śpiewał oraz cieszył zmysł smaku domową żywnością, np. kiełbasą, przy której ta powszechnie dostępna w sklepach jawi się jako najgorszego sortu karma dla zwierząt w podmoskiewskim schronisku. Dla zrównoważenia gospodarki metabolicznej organizmu – rower i śródpolne ścieżki. Kilka chwil poświęcę na małe naprawy samochodu, wszak nie z każdą pierdołą trzeba zaraz lecieć do mechanika, który za roboczogodzinę liczy sobie bez mała 60zł. To więcej niż przeciętnie profesor za wykład na uczelni, notabene. Gdyby ktoś akurat rozglądał się za fajnym cyklem książek na poziomie, polecam serię o inkwizytorze. Żaden film, żadna gra wideo nie dostarczą tak gigantycznej porcji dobrej rozrywki, słowo Bustera.